piątek, 15 sierpnia 2014

Ogłoszenia wszelakie

Uups. Miałam Was nie zostawiać, a minęło... wieeele czasu. Cóż, wielkie PRZEPRASZAM ode mnie to jedyne, co mogę Wam w tej chwili dać (hmm, no chyba, że nowe notki ;) ). Mogę Wam obiecać, że postaram się pisać częściej, bo jest to raczej w kwestia mojego lenistwa niż weny - dzisiaj sobie siadłam i bam! notka skończona - a poza tym technika sprzymierzyła się przeciwko mnie; uwierzcie mi, na tablecie pisze się średnio wygodnie, chociaż się da, o czym się dzisiaj dowiedziałam.

Chociaż jestem z Was dumna Już Nie Do Końca Anonimowi Czytelnicy (pozdrawiam szczególnie tych, którzy podają mi pomysły na przyszłość albo po prostu piszą długie komentarze, po których moje pisarskie ego rośnie ;) - may jailer,  Wampirka, Dot, dusia, Katherina, Marcin - jesteście cudowni <3 ), bo przez ten czas, kiedy mnie nie było, Wy cierpliwie wciąż tutaj zaglądaliście.

Po prostu przypominajcie mi, że mam dla kogo pisać (mail z wieścią o nowym komentarzu jest bardzo miły :) ), że ja i moje wypociny nie jesteśmy samotni w sieci. Może razem nam się uda pociągnąć tę historię dalej?

Do następnej notki :)

4. Pierwszy dzień w Hogwarcie

Stuk, stuk, stuk. Koła pociągu obracały się tak szybko, jakby chciały zadrwić z Ginny.
-To tylko kilka minut - myślała - a ja już wariuję.
Czmychnęła do półki i wyciągnęła z kufra pierwszą lepszą książkę. Hermiona spojrzała na nią ponuro, gdy chowała się za odkładką. Starała skupić się na tekście, byleby nie myśleć o... o niczym.
Kozłek lekarski jest rośliną uprawianą zarówno przez mugoli, jak czarodziejów... to również ich łączy. Harry też był kiedyś mugolem, a jest czarodziejem. To znaczy, zawsze był czarodziejem, ale... Mugolskie zastosowanie kozłka to tworzenie naparów pomagających łagodzić objawy chorób... dajcie mi kozłka, jestem chora. Może wtedy odesłaliby mnie do domu? ...czarodzieje natomiast używają tej rośliny jako głównego składnika eliksiru łagodzącego oparzenia i wszelkie inne zmiany skórne, który nazywamy Cutisellem. Cutisell nie jest niebezpieczny, jednakże przy złym lub nadmiernym zastosowaniu może powodować dolegliwości trawienne.... 
- Co to za głupoty?! - krzyknęła Ginny, odrzucając od siebie książkę
Eliksiry użytku domowego - odparła Hermiona przyciszonym głosem - Nie wiem, czemu szukałaś jej w moim kufrze.
- Och! - nagle zrozumiała dziwny wzrok Hermiony - Przepraszam cię.
- W porządku. O czym czytałaś? - spytała raptownie, a oczy jej się zaświeciły. "Ona przynajmniej ma dokąd uciec myślami" pomyślała Ginny
- O jakimś... eliksirze - wytężała pamięć - do skóry i... na trawienie?
- Nie ma takiego eliksiru. Zazwyczaj mają dosyć wąskie spektrum działania.
- Mów do mnie po ludzku!
- Działają tylko na jedną dolegliwość. Ale nieważne. Jesteś głodna? - Hermiona nachyliła się w stronę drzwi przedziału - Chyba słyszę skrzypienie kół wózka.
- Tak, jasne - Ginny dopiero teraz poczuła głód - Masz drobne? - Hermiona kiwnęła głową w odpowiedzi.
Wkrótce nadjechał wózek z przekąskami.
- Słodycze, słodycze, ciastka, czekoladowe żaby i te inne badziewia. Kupujcie! Kupujcie! - huczał niski głos, który na pewno nie należał do starej czarownicy, dotychczas sprzedającej słodycze w pociągu.
- Kim jesteś?
- Co cię to obchodzi?! Kupujesz czy nie?!
- Ethan, wracaj do przedziału. Ty, wielkoludzie! - zawołała Ginny, będąc świadkiem całej sceny, gdyż razem z Hermioną wyszła z przedziału - Na razie pytamy grzecznie, kim jesteś?
- Nie podskakuj! Ja mam tu sprzedawać, a ty kupować! Deal? - krzyknął sprzedawca
- Nie. Odpowiedz, kim jesteś - Ginny i Hermiona podniosły różdżki. Mężczyzna zaczął coś krzyczeć, a wtedy Ginny rzuciła na niego zaklęcie będące jej specjalnością.
- Upiorki, to Pan-Nie-Wiem-Jak-Się-Nazywa. Ty tam, to upiorki. Poznajcie się - uśmiechnęła się bezczelnie i dźgnęła go różdżką w bok. Mężczyzna zawył z bólu i wykrztusił:
- Jestem Robens! Dereck Robens!
- Śmierciożerca? - spytała Hermiona. Być może komuś wydaloby się to niegrzeczne, ale to pytanie było ostatnimi czasy na porządku dziennym.
- Ty... Pani... - poprawił się, kiedy Ginny kopnęła go w goleń - ...może mnie atakować, ale nie obrażać! Walczyłem po stronie waszej i tego waszego Pottera - słowo "Potter" wypowiedział jak najgorszą obelgę.
- Miło nam - powiedziała Ginny tonem jasno dającym do zrozumienia, że nie jest jej miło - A co stało się z czarownicą, która do tej pory jeździła z wózkiem?
- Zamordowano ją podczas tej wojny. Popierała Potterka, bla bla bla, te sprawy.
- Ginny - syknęła ostrzegawczo w stronę przyjaciółki Hermiona - Idź już, Dean.
- Dereck - mruknął mężczyzna i czym prędzej odjechał z wózkiem.
- Merlinie. Ile czasu już jedziemy? - spytała Ginny po powrocie do przedziału
- Dwie godziny - odparła Hermiona, spojrzawszy na zegarek.
- Zimno się robi - stwierdziła Ginny, wstając i podchodząc do kufra, by poszukać szalika. Gdy otworzyła wieko kufra, zauważyła luźno leżący kawałek pergaminy, nie należący do żadnej z książek, które leżały aż na dnie kufra. Podniosła go i przeczytała:
Pamiętaj, że Cię kocham. I już za Tobą tęsknię.
Harry
Ta karteczka wzruszyła ją i napełniła nową siłą. Poczuła, że da radę. Jakoś.
Jak można się było spodziewać, w końcu dojechali do Hogwartu i nie bez trudu wydostali się z przedziałów i pociągu. Hermiona, Ginny oraz Luna, którą spotkały dopiero w Hogsmeade, zatrzymały się na chwilę, by poobserwować pierwszoroczniaków płynących łodziami i z nostalgią powspominać własne początki w Hogwarcie. Dołączyły jednak do znacznie szerszego niż zazwyczaj grona siódmoklasistów, do którego należeli zarówno Ci, którzy w zeszłym roku uczęszczali do szóstej klasy, jak i Ci, którzy w zeszłym roku ukończyć szkoły nie mogli, ze względu na wyjątkową sytuację. Witając się ze wszystkimi i słuchając wiwatów czy przyjaznych docinków, dotarli do głównej bramy. Niemiłą niespodzianką było to, że ponownie przechodzili kontrolę przed wejściem do szkoły. Na szczęście, wszystko szybko poszło i już po chwili mogli udać się na ucztę.
Profesor McGonagall przedstawiła nieco uszczuplone grono pedagogiczne - profesora Snape'a zastąpił Slughorn, a ona sama objęła funkcję dyrektora szkoły, mianując profesora Flitwicka swoim zastępcą. Obrony przed czarną magią uczyć będzie Lucy Wheathley, drobna brunetka, wyglądająca, jak gdyby sama niedawno ukończyła kurs magicznej edukacji. Profesor McGonagall przedstawiła wszystkie innowacje, które zmuszona była wprowadzić, ze względu na wciąż trwający remont oraz niedostępną część szkoły. Uczniowie byli coraz bardziej zniecierpliwieni, więc po sali rozległ się pomruk zadowolenia, gdy padło hasło:
- Smacznego!
Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Uczta również. Uczniowie zaczęli się wytaczać z Wielkiej Sali. Ginny śmiała się z żartu, który opowiedziała jej Luna, gdy nagle usłyszała krzyk:
- Ginny!
Odwróciła się i szukała właściciela głosu. Po chwili spośród czarnych tog wyłoniła się ciemna czupryna Deana.
- Ginny! Stęskniłem się za tobą! - stwierdził i złapał ją za ramię, po czym odchylił mocno i pocałował prosto w usta. Ginny próbowała krzyczeć, lecz nie mogła. Dopiero kiedy zaczęła odpychać go od siebie z całej siły, zdołała się uwolnić z uścisku jego ramion. Dean uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z siebie, ale Ginny była wściekła i miała mord w oczach. Po prostu zamachnęła się i z całej siły uderzyła chłopaka w policzek otwartą dłonią, po której został czerwony ślad. Odpychając od siebie Hermionę i Lunę, odwróciła się na pięcie i pobiegła marmurowymi schodami na górę. Przecież to nie jej wina! Nikt tego nie widział, nikt nie zwrócił uwagi. Więc... czemu czuła się winna?